wtorek, 20 listopada 2007

że niby czemu lepszy

Szłam ulicą i myślałam: czemu niby ten Nowy Jork - zwany tu tez Jew Yorkiem lubi i jeszcze inaczej- taki fajny jest.
  • Pierwsza rzecz , która wpadła mi do głowy to to, że można pójść sobie na wystawę Tillmansa i to, że prawie nikt nie umie wymówić dobrze jego nazwiska.
  • Druga rzecz: jak idziesz na konferencje o małżeństwie - nikt nie mówi o tym, że małżeństwo jest fajne. Wszyscy mówią, że tylko 25% społeczeństwa zyje w tradycyjnym, heteronormatywnym związku-modelu i że należy dowartościowac pozostałe rodzaje związków popierając to odpowiednim ustawodawstwem, prawem spadkowym i systemem ubezpieczeń. Inne formy, które powinny być traktowane na równi z małżeństwem? Samotni rodzice, samotni starsi ludzie zakładający wspólnoty opierające sie na wzajemnym świadczeniu usług, "blended and extended families" (- ja nawet nie wiem jak to przetłumaczyć, z Polski jestem, dobra?), dzieci wychowywane w wielu ogniskach domowych lub przez niezamężnych rodziców, dzieci drosłe żyjące z rodzicami, seniorzy zajmujący się wnukami, rodzeństtwa lub przyjaciele, którzy tworzą "stadło rodzinne" i dbają o siebie etc. etc.
  • Trzecia rzecz: jak tak szłam, z biblioteki Boobsta wyszło dwóch chłopców i zaczęli sie całować.
I tyle.

Brak komentarzy: