Wykonałam dziś pierwszy gest „z Polandii” – kupiłam kartę „HALO POLSKA”. Denerwuje mnie niemożność zadzwonienia w danym momencie do ulubionej osoby... Poczułam się źle i „z Polandii” ale humor poprawił mi się automatycznie – na stole w kuchni leżała gazeta polonijna. A tam np. rozmówki polsko- amerykańskie, artykuł o Halloween z polską bibliografią, oraz wnikliwa analiza fenomenu celebrytów – chyba musze wysłać ją do prof. Godzica :))))
A poza tym okropne Wallstreet, znów obiad za 4.50 na Chinatown ( móżdżek i wątroba , które okazały się nie być tofu – sama mam nadzieję, że żartuję....) i uroki Piątej Alei. Wyprowadzacze psów.... Psy są nadzwyczaj grzeczne. Ciekawe jak sie je dzieli na grupy?
Widzieliście sklep Apple przed Rockefeller Plaza? Kosmos w calym tego słowa znaczeniu...
Miasto zaczyna się za mną siłować: podczas wizyty w okolicach Ground Zero sciągnełą mi sie skora, zaczęły mi pękać naczynka. Suche, brudne miejskie powietrze i niefajna woda powoli zaczynają doskwierać... Nie bede oczywiście przypisywac tego prochom ofiar Ground Zero, ale mimowolnie takie skojarzenia przychodzą do głowy. I tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz