środa, 31 października 2007

Nowy Jork to orchidea


A tu – historia do napisania: czarny pan w płaszczu z kołnierzem z norek i mnóstwem doniczek z orchideami (takimi przemysłowymi , nie kolekcjonerskimi) stojący przed Macy’s. Po co?

W międzyczasie przemknął drugi pan – trzymając w objeciach juz rzadszy okaz. Maybe New York is a big orchid?

A ja kupiłam dres i idę na jogę. Bezpłatną – datkowaną (jest takie słowo?) .

Dzięki Sakiewiczowi dotarłam dziś do niezwykłego miejsca na Fulham: pukamy ze znajomymi do drzwi wielkiego zakłądu dentystycznego, otwiera nam jakiś uśmiechniety freak i wpuszcza do srodka – schodzimy przez gabinety dentystyczne do piwnicy, a tam undergroundowy klub wspinaczkowy – ścianka zrobiona w piwnicy, wszyscy jak spidermani przylepiają się do ścian. Prowadzi to szalony dentysta – hipis, pranksters, ekolog, whatever – który zjeździł pól swiata i postanowił podarować ludziom wspinaczkę... Obłęd!

Brak komentarzy: