środa, 31 października 2007
Haloween - horror
Dorzucę się
Fantastyczny pomysł.
Copyrights: Magda i Justyna
JAK TO SIE ROBI W QUEENS
Czyyyyrna dziura pierwszy kryzys
Dobrze, ze o 19.00 idę do teatru i że wiem, że jest Haloween, bo inaczej bym nie miała czego się złapac. Za 5 h minie tydzień od kiedy tu jestem. Pora na kryzysik. Kto da kopa?
Miłego Haloweeeeen!
(o rany - może to moja ukraińska dusza rwie się do tradycji i świeczek i cmentarzy?:)))
Skype
Wczoraj ...
Nowy Jork to orchidea
A tu – historia do napisania: czarny pan w płaszczu z kołnierzem z norek i mnóstwem doniczek z orchideami (takimi przemysłowymi , nie kolekcjonerskimi) stojący przed Macy’s. Po co?
W międzyczasie przemknął drugi pan – trzymając w objeciach juz rzadszy okaz. Maybe New York is a big orchid?
A ja kupiłam dres i idę na jogę. Bezpłatną – datkowaną (jest takie słowo?) .
Dzięki Sakiewiczowi dotarłam dziś do niezwykłego miejsca na Fulham: pukamy ze znajomymi do drzwi wielkiego zakłądu dentystycznego, otwiera nam jakiś uśmiechniety freak i wpuszcza do srodka – schodzimy przez gabinety dentystyczne do piwnicy, a tam undergroundowy klub wspinaczkowy – ścianka zrobiona w piwnicy, wszyscy jak spidermani przylepiają się do ścian. Prowadzi to szalony dentysta – hipis, pranksters, ekolog, whatever – który zjeździł pól swiata i postanowił podarować ludziom wspinaczkę... Obłęd!
Wykonałam dziś pierwszy gest „z Polandii” – kupiłam kartę „HALO POLSKA”. Denerwuje mnie niemożność zadzwonienia w danym momencie do ulubionej osoby... Poczułam się źle i „z Polandii” ale humor poprawił mi się automatycznie – na stole w kuchni leżała gazeta polonijna. A tam np. rozmówki polsko- amerykańskie, artykuł o Halloween z polską bibliografią, oraz wnikliwa analiza fenomenu celebrytów – chyba musze wysłać ją do prof. Godzica :))))
A poza tym okropne Wallstreet, znów obiad za 4.50 na Chinatown ( móżdżek i wątroba , które okazały się nie być tofu – sama mam nadzieję, że żartuję....) i uroki Piątej Alei. Wyprowadzacze psów.... Psy są nadzwyczaj grzeczne. Ciekawe jak sie je dzieli na grupy?
Widzieliście sklep Apple przed Rockefeller Plaza? Kosmos w calym tego słowa znaczeniu...
Miasto zaczyna się za mną siłować: podczas wizyty w okolicach Ground Zero sciągnełą mi sie skora, zaczęły mi pękać naczynka. Suche, brudne miejskie powietrze i niefajna woda powoli zaczynają doskwierać... Nie bede oczywiście przypisywac tego prochom ofiar Ground Zero, ale mimowolnie takie skojarzenia przychodzą do głowy. I tyle.
wtorek, 30 października 2007
Ja tez wzbudziłam zainteresowanie sąsiada :)
http://ha-la-wa.blogspot.com/2007/10/nowa-sasiadka.html
Kichałki wbudziły zainteresowanie rodziny
[15:21:40] Agnieszka Kozak napisał(a): ;)
[15:22:01] Agnieszka Kozak napisał(a): co ty -to z tej piekarni jest jak placuszek nan - cieniutkie jak naleśnik :)
[15:23:14] rodzinakozak napisał(a): może oni biedni.A rodzynki byli?
Znalazłam też wspomnienie prababci
Oraz poczułąm sie troche bezpieczniej dzieki Ani M. i Go
Niezła była wczoraj zabawa przed kościołem
poniedziałek, 29 października 2007
Pachnę arepas – jakimś wenezuelskim specjałem, który sprzedają w knajpce na rogu wielkości łazienki z mnóstwem świętych na scianach – pochowanych w specjalnych budeczkach: na swietego przypada też puszka po napoju z Caracas oraz parę innych ludzików z plastiku, którzy mogliby pomieścić sie w Kinder-niespodziance..... Arepas były bardzo autentyczne bo ilość jalapeno zabiłaby rolnika z Podkarpacia.
Całe East Village to kraina jedzenia. Za rogiem jest Odessa – 24 h, Veselka („Ukrainian with style”) , są empanadas i pizze robione przez Meksykanów, jest diner i small india z masą tandoori (jedna z restauracji nazywa się Brick Lane - he he) sa tajskie fastfódy i mnóstwo dobrych japońskich miejsc do których trendy japończycy ustaiwają sie w kolejce. Poza tym jest organic, pierogis, i czekoladziarnia Maxa Bremmera w której toksykujemy sie z MandąWu bo przeciez się nie da inaczej... Max Bremmer to pewnie taki czekoladowy McDonalds, ale skoro tak - to stałam sie zwolenniczką fastfódu. http://www.maxbrenner.com/ (fondue z Marschmallows....?)
Eksplorowałyśmy dzis przez chwilę nasze stałe ścieżki: zaczynasz od książek, potem jedzenie i ciuuuchy. East Village to raj butikowy. Hermovskaja from New York, Bang Boo i inne sklepiczki o dziwnych nazwach sprzedają ciuchy zazwyczaj w kolorze szmat, czerni i brązie... A nowojorczanki dostają orgazmu na widok znoszonej na maxa pary butów, za które na targowisku w Rabce w poniedziałek nikt nie dałby 50 groszy. Chyba , że hm – do obory sie przydadzą :)
Najpiękniejszym zjawiskiem modowym , które widziałam (oprócz Halloweenowych przebierańców) był kloszard którego całe ubranie było pokryte Jacksonem Pollockiem – może to jakaś akcja artystyczna – ktoś o niej słyszał?
Wybrałyśmy się też do wielkiego organic-sklepu – wielkie ilości sałatek, warzyw, potraw które nakłada się do papierowych torebek i je... ja zwariowałam po porcji bhurghulu z orzechami pecan i żurawiną , przyprawionymi zielona cebulką i estragonem :)
I co, mamo? Jestem prawdziwym Kozakiem, co? Tylko o jedzeniu? .....
niedziela, 28 października 2007
Bartek Piłat jest genialny
Więc odpisałam: ”taKI snobizm”
A on: "snobizm to teraz na manhatanie jest tai chi uprawiać na dachu wieżowca :) "
I wiecie co? on to wymyslił!
swoją drogą mogę ci opisac jak to powstało
[15:33:16] bartek piłat napisał(a): ta myśl w sensie
[15:33:38] bartek piłat napisał(a): napisałaś tak: ”taKI snobizm” o swoim blogu
[15:33:58] bartek piłat napisał(a): KI lub CHI to różne wersje zapisu
[15:34:08] bartek piłat napisał(a): samo chi to oczywiście za mało
[15:34:12] bartek piłat napisał(a): więc tai chi
[15:34:20] bartek piłat napisał(a): ale w central parkuy tai chi już było
[15:34:40] bartek piłat napisał(a): więc może tak na dach swojego wiezowca
[15:34:50] bartek piłat napisał(a): tam tez można swój trawnik przecię posadzić
[15:34:54] bartek piłat napisał(a): czy tam rozłozyć
[15:34:59] bartek piłat napisał(a): no i tak
I LOVE BARTEK PIłAT
Nyedziela
So here I am - in the city that never sleeps...
Nareszcie, po raz pierwszy od mojego przyjazdu świeci słońce, siedzę na kawie w lokalnej kawiarence, którą dzielę z sąsiadem Halawą i oczywiście - zapomniałam zabrać cholernej przełączki do prądu. Oh, no! powiedział fajny Hongkongczyk, jak zobaczył moją końcówkę ...:)
Przez pierwszy dzień w tym mieście zobaczyłam więcej niż spodziewałam się w tydzień. Szalony Kapelusznik Lukasz Sakiewicz ma ewidentnie motorek w tyłku obleczonym spodniami Springfield - i po prostu przegania z Est na West, z Harlemu na Greenpoint...
Wczoraj zdążyłam być nawet w Queens i tak, powtórzęza genialnymi reklamami Conversa - "God, save the Queens". Luka robił "Kowalskich z Nowego Yorku" - Polke, która wyszła za chińczykokoubańczyka i mieszka w jednym z "tych" domków - białaych, co to wyglądają jak ubogi tort weselny... Dwa samochody , dwoje dzieci przez najbliższe 2 lata.... Brak fantazji...:)
Zero interwencji tego, co tak wszyscy kochamy - PRZYPADKU. I spoko. Najgorsze, że tam było faktycznie tak bezpiecznie w tym domku i przytulnie :) Zatęskniłam do Kalwarii ;)
Pokręcone drogi sprawiły, że w pierwszej godzinie pobytu tu trafiłam na Time Square, potem na East Village w której sie zakochałm od razu bez pamięci i na której - wielkim cudem - następnego dnia właściwie zamieszkałam - i teraz ta wieka nowina : MIESZKAM W KOśCIELE!!!! tak tak - w samym środku tej trendy dzielnicy. Czy zdąże wrzucić zdjęcia bez przełączki ;)))))?
Chyba podrzuce coś co bardziej symbolizuje to miejsce, a zdjęcia wrzuce z przełaczką....
Z resztą jak na razie - nie umiem robic zdjęć - musiałąbym mieć szpiegowski aparat, bo to pierwsze miasto w króeym nie robi się zdjęć - a włąsciwie nie robi się ich na mojej dzielni, nie? NO!!!!!!
Acha - nowy telefon!!! + 1 347 537 7152
:)